Mogłabym być jego

Dzień w którym Sabina spotyka się na peronie z Adamem jest zawsze dniem wyjątkowym, i dobrym. Tego dnia Sabina niosła dwie torby, torebkę przewieszoną przez ramię, która ciążyła od ciężkiej wody mineralnej, którą do niej schowała. Upalny poranek wzmagał wysiłek i pot na czole. Targała rzeczy ze sobą do pracy. Na peronie odsapnęła, położyła siatki obok siebie, wyjęła wodę. Dojrzała Adama w oddali. Zbliżała się jego wyprostowana sylwetka i szerokie ramiona. Rytuał przywitania bywał zaskakujący: biała damo, kobieto z kwiatem na piersi, rowerzystko… Tak ją nazywał. To były najbardziej ulubione poranki Sabiny.

– Tyle siatek! – Adam zauważył od razu.

– Tak, ale to wszystko jest potrzebne – brzmiała uśmiechnięta odpowiedź.

– Daj tą wodę – Adam wyciągnął rękę, żeby wziąć butelkę – przecież widzę, że jest Ci z nią ciężko.

– Mógłbyś?

– Jasne, daj to! – tak brzmiało dżentelmeńskie zdecydowanie.

I tak, jechali pociągiem, on oparty o zniszczony i brudny wystrój przedziału kolejowego, ona naprzeciwko niego. Nigdy nie stali obok siebie. Dzięki temu Sabina mogła łatwo stwierdzić czy patrzyli w tą samą stronę. Antoine Saint Exupery`ego kiedyś napisał, że miłość nie polega na patrzeniu na siebie, ale na patrzeniu w tą samą stronę. Czasami patrzyli. Adam mocno trzymał butelkę wody a Sabina chciała myśleć, że jest dumny z tego powodu. Nawet po wyjściu z pociągu Adam dalej ją niósł. Pod same drzwi pracy.

Mały Książę – pomyślała Sabina. Nie-mój mały książę. Ale z moją butelką wody. Po niej mogłabym trafić do niego. Jeśli tylko wylądowałby na mojej planecie. Mogłabym być jego różą. Albo kobietą z kwiatem na piersi. Wszystko jedno! Mogłabym być jego…